Zaczyna się spokojnie, ale pozytywnie. Tak pozytywnie, że to właściwie bardziej komedia
familijna w scenerii westernu i zapowiada się na prawdę sympatyczny pierwowzór Dr
Quinn. Potem jest coraz gorzej: fabuły prawie nie ma zaś dialogi i bohaterowie zaczynają
irytować. W szczególności O'Brian. Ten koleś to zwykły burak i wieśniak w jakimś stopniu
też paranoik i jego postać w ogóle nie budzi sympatii, a w załażeniu chyba miała to robić.
Gdy wydaje się że w tym filmie już nic ciekawego ani zaskakującego się nie wydarzy, nagle
zaczyna się rozkręcać. Ratujący ten obraz zwrot akcji sprawia, że można ponownie z
zainteresowaniem oglądać rozwój wypadków. No i właśnie wtedy gdy myślałem, że tak to
sprytnie uśpiono moja czujność by ostatecznie doprowadzić do tragicznego finału tej historii
dochodzi do prawdziwej tragedii: ostatnia scena jest potwornie naiwne, a przy tym sprawia
wrażenie doklejonej na siłę, tak jak by było kilku scenarzystów. A już miałem nadzieję że ten
film wychodzi poza schemat westernu klasycznego. Szkoda.
Ocena 5/10 - trochę zawyżona, ale to za to że przynajmniej na chwile dałem się nabrać.