Liczy się taniec, wino, budowanie tartaku. Kobiety niech giną. Są tylko rodzajem, wciągającej niekiedy, rozrywki. Ale szybko się o nich zapomina. I znowu można tańczyć, budować tartak...
Film jest sprawnie zrealizowany, ALE...
Utożsamiałam się z żeńskimi bohaterkami, więc niestety nie było mi dane poczucie satysfakcji z finału. Raczej gorzki posmak pozostawił po sobie film o Greku Zorbie
owszem, jest to smutne i frustrujące, że wszystkie kobiety w filmie giną i że nie tańczą z radości na plaży.
potrafisz sobie wyobrazić scenariusz z odwrotnością tej sytuacji?
społeczność, w której rządzą kobiety, wioska, gdzie nieliczni faceci mają trudności z godnym życiem i przeżyciem, co jednak ostatecznie i tak nie ma znaczenia.
Ty widzisz ten film przez jakiś wypaczony pryzmat relacji damsko-męskich.
Jeśli się dobrze przyjrzysz to zobaczysz że kobiety brały taki sam udział w scenie "ukamienowania" wdowy jak mężczyzni. Kobiety też się w tym filmie bawią, jak dostają się w ich ręce ciuchy i inne rzeczy po zmarłej Francuzce.
wypaczony pryzmat? czy wypaczone relacje?
czy jeszcze coś innego, co sprawia, że łatwo jest przeoczyć oczywiste okrucieństwo, przemoc i niesprawiedliwość?
film i postacie są tak skonstruowane, że widzowi płci męskiej, jak mi się wydaje, łatwo jest - w kontekście finałowej celebracji życia - puścić w niepamięć nieprzyjemne wątki.
kobiety (te, których imiona/pseudonimy mamy szanse poznać, a zatem te, które nie stanowią tła) nie docierają do "mety", gdyż podczas sceny finałowej już nie żyją. nie zostają nawet wspomniane.
nawet biorąc poprawkę, że to film o męskiej przyjaźni, wciąż nie kręci mnie taka zabawa i taka celebracja życia.
co tak bardzo mierzi Cię w takiej perspektywie?
"Kobiety też się w tym filmie bawią, jak dostają się w ich ręce ciuchy i inne rzeczy po zmarłej Francuzce."
-nie pamiętam tej sceny, wypowiem się (być może), gdy odświeżę sobie film.
Z zainteresowaniem przeczytałam Twoją opinię. Też odczułam sporo negatywnych emocji, ale ostatecznie film pozostawił we mnie poczucie pewnego optymizmu. Może takiego bez sensu, nie wiadomo dlaczego, absurdalnego - ale ... jednak. Życie jest gorzkie, bywa bardzo trudne, ludzie potrafią być okrutni i bezwzględni, itd. , ale ... może tym, co nam pozostaje, co mamy może czasem tylko przez chwilę poczuć jest po prostu "radość z życia". Tak odebrałam tak ważną końcową scenę filmu. Sama fabuła jest poruszająca - historie kobiet, o których wspominasz szczególnie. Też nie wyobrażam sobie odwrotnego przedstawienia historii bohaterów danej płci, ale chyba film miał przejmować realnością wydarzeń, stąd płeć żeńska została tak brutalnie potraktowana - tak było, niestety, realnie - przynajmniej ja to tak odczułam. Natomiast ogólnie odebrałam przedstawione w filmie tzw. "życie", jako trudne, niesprawiedliwe, bezwzględne. Ze wspomnianą na początku mojego komentarza nutką "bezpodstawnej" radości z życia :) Pozdrawiam.
co wy macie z tym użalaniem się nad płcią kobiecą ? to nie jest film o ciężkiej doli kobiet w życiu
Film oglądałam ok. rok temu. Nawet nie pamiętałam, że tam w ogóle były jakieś damsko-męskie sceny. Przypomniałam sobie - po przeczytaniu opinii khedes_ona. Film odebrałam tak, jak napisałam powyżej - pierwszych 5 zdań - bez rozróżniania płci i potem kolejne zdanie odnosząc się do wypowiedzi khades_ona. Nie zarzucając jej "coś" lub wytykając, lecz ze zrozumieniem do jej odbioru. Nie zdawałam sobie sprawy, że film można zapamiętać także w ten sposób. Tak, wiem, że to nie film o "ciężkiej roli kobiet ...", wynika to z powyższego. Podobnie jak Ty, nie zauważyłam, nie użalam się (zresztą nigdy) nad płcią kobiecą. Ludzie najczęściej mają kłopoty, jak się sami w nie pakują lub pozwalają na to. Nawet w poprzednim zdaniu stoi "ludzie", bo to dotyczy wszystkich. Pozdrawiam.
W pewnym sensie takim filmem jest "Et maintenant on va ou" gdzie w Libanskiej wiosce kobiety ze strony katolickiej i muzulmanskiej, z pomocą Ukrainek, postanawiają wrocic rozum swoim facetom. Piekny film o kobiecej solidarności i o tym jak łatwo żyjący obok siebie w pomoju ludzie zmieniają sie nagle we wrogów. Tez jest taki slodko-gorzki, a taniec i muzyka odgrywaja w nim duza role, chocby początkowa procesja cmentarna.
Napisałaś ten temat dawno, więc nie wiem, czy wciąż masz takie zdanie.
Całkowicie zgadzam się z Twoimi spostrzeżeniami na temat kobiet i mężczyzn w tym filmie. Ale skąd się bierze to Twoje "ALE"? Przecież "Zorba" opowiada o wielu złych cechach ludzi: zawiści, nienawiści, małostkowości, okrucieństwie, nieuczciwości, chciwości itd. Chyba każdy z głównych grzechów został pokazany w tym filmie w postaci bohatera zbiorowego - mieszkańców wioski. Mając feministyczne nastawienie naturalnie sprzeciwiasz się temu, ale nie rozumiem dlaczego jest to Twoją obiekcją - czy myślisz, że twórcy filmu mieli pozytywne zdanie o takich sytuacjach?
Filmu jeszcze nie widziałam, chciałam najpierw przeczytać książkę i, jeżeli nęci Cię ta kwestia, to polecam do niej zajrzeć. Tam właśnie dobrze jest wyjaśniona kwestia kobiet w historii Zorby, a mianowicie ich pozycja w ówczesnym społeczeństwie. Stosunki pomiędzy kobietami, a mężczyznami były mniej (a może tak naprawdę bardziej) skomplikowane, a granice kobiecości i męskości były jasno wyznaczone. Wypowiedzi Zorby na temat kobiet bardzo dobrze tłumaczą role społeczne w tamtych czasach, a naturalistyczny charakter powieści pokazuje ten świat bez zbędnych upiększeń, więc nie możemy tego oceniać naszą współczesną miarą. Musimy przyjąć za fakt to, że w taki, a nie inny sposób się wtedy traktowało kobiety - choć mi się to nie podoba, to i tak uważam, że nie ma się co z tym kłócić, bo takie po prostu były wtedy realia. Naprawdę warto sięgnąć po papierową wersję historii i się tym nie zrażać. To na pewno znacznie bardziej rozjaśni tę sprawę, niż moja wypowiedź :D