wiesz, nie jest łatwo odpowiedzieć czy grał dobrze czy źle. on po prostu w każdym filmie gra tak samo. te same miny, gesty powtarza w każdym filmie. naprawdę nie trudno to zauważyć. każdy z aktorów w "zabójstwie..." stworzył jakąś wyjątkową, ciekawą postać, oprócz Pitta, który gra tą samą postać co np. w "siedem" czy "mr & miss smith". raz tylko, w 1996 bodajże roku, Pitt zaistniał ciekawą, zupełnie odmienną od innych rolą - w "12 małpach" Terrego Gilliama. polecam ten film. udowadnia, że Brad potrafi naprawdę DOBRZE GRAĆ. szkoda tylko, że nie wysilił się w "zabójstwie..."
Poparłbym Cię jeszcze rok temu, ale obejżałem "Babel", który CI serdecznie polecam.
mexican, snatch, fight club, troja, joe black, seven itd. troche ma wspaniałych ról
? Kazdy aktor powtarza swoje miny w roznych filmach, podaj mi chociaz jedna nazwisko, ktore w kazdym! filmie posluguje sie inna mimika, glosem i postura - to jest niemozliwe. I nie uwazam, ze kreacje Pitta w Snatchu, Zdradzie i Kaliforni chociazby byly do siebie podobne, czy wrecz, jak Ty to piszesz, ta sama postacia...
oczywiście szanuję Twoje zdanie Rlyeh, ale nie mogę się z Tobą zgodzić. Pitt ma akurat bardzo kiepski warsztat i ubogą mimikę, co ogranicza znacznie jego "talent aktorski":) filmy które akurat wymieniłeś to w pewnym sensie dwie podstawowe maniery aktorskie Pitta - pierwsza, nazwijmy ją tradycyjna, to właśnie taki joe black, uśpieni, zdrada itd. druga, mroczno/zwariowana to właśnie taki snatch, fight club, czy właśnie 12 małp. czasem obydwie łączą się ze sobą w jednym filmie. w 12małpach akurat znakomicie wpasował się w film Gilliama i zabłysł oryginalnym światłem.
więc powtórzę to jeszcze raz. to nie jest zły aktor. jednak nie wybitny. daleko mu do np. daniela day-lewisa czy williama hurta (nazwiska utalentowanych aktorów, którzy posługują się inną mimiką, głosem, posturą), dlatego jego udział w tym cudownym filmie (mówię o "zabójstwie...") uważam ca cięzki zgrzyt.
Twoja opinia oczywiscie :) nie moge sie z nia klocic. Jestem tylko ciekawa, co w takim razie sadzisz o Keanu Reeves, jesli B.Pitt ma w/g Ciebie uboga mimike...
napewno Keanu jest bardzo sympatycznym gościem, i w fajnych filmach raczej gra. kiedyś miał taki okres, w latach 90tych, że próbował zabłysnąć talentem w ambitnych filmach ("mały budda" Scorsesa, "dracula" Coppolii, "feeling minnesota"), gdzie wypadł całkiem poprawnie. potem jednak odkrył swoje miejsce - w kinie akcji, co moim zdaniem wychodzi mu (i tym filmom) znakomicie. mi Reeves najbardziej podobał się u Van Santa w "moje własne idaho". trudno mi powiedzieć czy to dobry aktor. napewno dokonuje dobrych wyborów filmowych i świetnie się tam wpasować potrafi.
hehe Daniel Da Lewis wpisz na youtube w imie ojca az poleje się krew gangi nowego jorku i moja lewa stope
ja również widziałem "babel". i wiem, że niektórym może się wydawać, że Pitt zagrał w tym filmie znakomicie. niestety, trudno mi się z tym zgodzić... Pitt nie miał tam za dużo do zagrania, wypadł przeciętnie. aczkolwiek wrażenie iż stworzył on wielką dramatyczną rolę sprawia sam scenariusz (nie "talent" Brada) i naturalistyczny klimat, narracja filmu. pamiętam, że obraz ponurej twarzy i podkrążonych oczu Brada omal nie przyniósł mu nominacji do Oscara, podobnie jak to było kiedyś z oszpeconą Charlize Theron w "monster":)
nie mówię, że Pitt to zły aktor. mówię tylko, że w "zabójstwie..." wypadł słabo na tle innych, mało znanych aktorów.
ps. ostatnio słucham dużo reggea
no tak tylko że to już bardziej wina filmu. miał tak zagrać. zmarnowany, znudzony
zgadza się. ale czy kilka niewyspanych nocy świadczą o aktorskim talencie?
przypomina mi się taka historia związana z realizacją "maratończyka". dustin hoffman by lepiej wczuć się w rolę przychodził na plan zmęczony po kilkugodzinnym biegu. partnerujący mu sir laurence olivier na jego widok miał ponoć powiedzieć "a może po prostu spróbował byś grać?". ech, stara szkoła...
to prawda, casey affleck a przede wszystkim sam rockwell zagrali swietne role. ale czy nie jest troche tak, ze deprecjonujesz wartosc roli pitta ze wzgledu na to, ze jest lepiej znany z bycia superprzystojniakiem niz dobrym aktorem?
nu nu nu. nie mam problemów z tolerancją ekranowych superprzystojniaków, bo sam jestem megaprzystojny:) ja nawet lubie pitta, podobał mi się "siedem", "ocean eleven" i wspominanych wcześniej "12 małpach". ale tu zwyczajnie jego maniera aktorska niepasowała. dlatego czekam z niecierpliwością na "burn after reading", w trailerze Pitt wygląda znakomicie.
Brad Pitt i tak wiele razy udowadniał już swój GENIUSZ. To nie jest jego najlepsza rola - ale na pewno dobra. Wybija się tu C. Afleck grający Roberta Forda, który stworzył genialną kreację. Sam film (co będę powtarzał zawsze i wszędzie), to arcydzieło ostatnich lat. Jedno z niewielu.
Zresztą kto widział "Bękarty Wojny" ten wie o czym mówię jeśłi chodzi o Pitta (zresztą to drugie arcydzieło). Choć pewnie znowu pwoeicie, żę Pitt jest "podobny", to jednak swoją rolę odegrał jak na mój gust naprawdę bardziej niż perfekcyjnie. Jeszcze tylko czekam na taką rolę Brada, w których zagra kogoś innego, wielkiego, bez tego jego "zwariowania". Czas pokaże.
ha! a widzisz, jak dla mnie to w "bękartach" wypadł conajmniej sztucznie - wysilony uśmiech, manieryczna mowa południowca.. bleeeee.. ale jak mawiają starożytni słowianie - de gustibus non est disputandum.
ostatnio doszedłem do wniosku, że pitt'owi nalepiej wychodzi gdy wciela się wrolę ekranowych... idiotów:) każdemu sympatykowi talentu pana brada gorąco polecam "tajne przez poufne". pitt najlepszy z całej (niebylejakiej) ekipy. za każdym razem kiedy pojawia się na ekranie ubaw jest po pachy (choć sam film to raczej nie arcydzieło).
Mam podobne odczucia co do "Tajne przez poufne". Filmy naprawdę niezły, ale Brad dał popis. W "Bękartach" też był ubaw. Jak mówił po włosku, czy jak wycinał swastyki. Ogólnie mi się wydaje, że Aldo Raine miał być takim właśnie, czyli przerysowany. Mnie się bardzo podobał, bo cały film był taki! Przecież filmów Tarantino nigdy nie bierze się na serio. A tak BTW, to już na pewno śmieszą mnie zarzuty o zakłamywanie historii, którymi sam uległem nie widząc filmu - po seansie już nie mam o to żadnych pretensji ;D
Nie zgadzam się z Tobą.
Właśnie Pitt uratował ten film, przynajmniej w moich oczach. Faktem jest, że był ciekawy, klimatyczny, często melancholijny - Dominik stworzył naprawdę niezły pod względem artystycznym film, ale nie było w nim niczego porywającego. A Pitt swoją męskością i charakterystyczna dla niego mimiką twarzy stworzył wiarygodny portret największego przestępcy i drania Dzikiego Zachodu.
Ja jestem pod wrażeniem. Nieco mniejszym dla filmu, ale za to pod ogromnym dla Pitta.
i na tym własnie polega piękno pluralizmu, dzięki za ciekawą opinię!
ps. kto się boi hiszpańskiej inkwizycji?