Walter Hill stworzył naprawdę dobry, nowoczesny western. Widać tu wpływ filmów Peckinpaha, szczególnie w najlepszej chyba scenie strzelaniny po nieudanym napadzie na bank w Minnesocie. Film wydaje się taki ospały, ale nie nudny. Przez to ma nieco melancholijny klimat, trochę jak w "Pat Garrett i Billy Kid" Peckinpaha. Scena strzelaniny po nieudanym napadzie naprawdę genialna.
Hill pokazał gang Jamesów-Youngerów w sposób inny, niż zwykle się to w filmach robi. Był oczywiście wyraźnie nakreślony wątek zamordowania najmłodszego brata James. Ale zrobiono to, wydaje mi się, aby zaznaczyć, czemu Jesse James stał się bohaterem i kimś na kształt Robin Hooda, a nie, aby ukazać go rzeczywiście jako kogoś takiego. W scenie zabicia 2 ludzi z agencji Pinkertona gangiem kierował z pewnością motyw zemsty, ale już na banki i pociągi napadali z najprostszej przyczyny - dla pieniędzy. Zabicie 15-letniego brata było tragedią, ale Jesse i jego banda rabowaliby i tak. To był ich sposób na życie, który ciężko im było przerwać. Dlatego "Straceńcy" nie wybielają Jessego, ani też nie pokazują go jako złego drania. Jest po prostu człowiekiem, który robi to, co robi.
Mimo kiepskiej oceny na filmwebie i małej popularności polecam fanom gatunku.